czwartek, 18 czerwca 2015

Fioletowo - żółty tonik






      Hej!


      Jesteśmy z rodzinką na wakacjach u teściów i właśnie stąd do Was nadaję :-)
Szkoda, że tak żadko tu jesteśmy, ale 540km to kawałek trasy zwłaszcza, ze jechaliśmy z dzieckiem :-) Dokładniej jesteśmy na Podlasiu, okolice Łomży. Ahh mogłabym tu mieszkać,bo właśnie takie tereny kocham! Łąki, lasy, jeziora, łąki, lasy, jeziora, itp... Mam w planie trochę zielska nazbierać, ale okaże się czy pogoda i okoliczności będą sprzyjac.





      Na łąkę dopiero pójdziemy w przyszłym tygodniu, ale na chwilę obecną mama dała mi do dyspozycji kwiaty ze swojego skromnego ogródka :-) Wąchając piwonie, lawendę i róże zgadywałam do czego podobne są te zapachy. Zainteresowały mbie blado fioletowe róże, ktorych zapach przypominał mi cytrynę, ale nazwy niestety nie znam... Wymyśliłam więc tonik :-)


      Do wykonania potrzeba:


  • Płatki czterech dużych rozkwitniętych róż (mogą być takie jakie macie w ogrodzie)
  • Garść kwiatów koniczyny (mogą być fioletowe albo białe)
  • Jedna duża cytryna
  • 100 ml spirytusu 
  • Woda
  • Słoik (ja miałam 1l)



Płatki i kwiatki wrzucić do słoika. Cytrynę umyć, obrać skórkę obieraczką, a sok z cytryny wycisnąć do kubka. Skórkę pokroić na mniejsze kawałki i wsypac do słoika. Do soku z cytryny dolać spirytus i troszkę wody, wymieszać to i wlać do kwiatów. Jeśli kwiaty ze skórką nie będą przykryte płynem, trzeba dolać tyle wody, żeby wszystko było pod wodą.






     Słoik odstawiamy w chłodne zacienione miejsce na dwa tygodnie mieszając od czasu do czasu.

Tonik ten będzie wysuszający z racji alkoholu, który zawiera. Rozjaśniający dzięki róży i cytrynie. Nie polecam go do delikatnej skory oraz częstego storowania. Raczej do stosowania przez parę dni, kiedy wyskoczy na Twarzy jakaś niespodzianka.


      Lubicie toniki z alkoholem? Jakie jeszcze polecacie z sezonowych kwiatów, owoców, może nawet warzyw? :-) 


Lucy


wtorek, 9 czerwca 2015

Pasta - Olej do mycia zębów :)










       Hej!


      Kolejny post z serii 'pasta do zębów' :) I tak jak większość rzeczy odkryłam przez robienie doświadczeń :D
O ssaniu oleju dowiedziałam się z tego bloga. Czasem zadziwia mnie pomysłowość ludzi - jak oni na to wpadli? Chociaż troszeczkę jestem z tych 'sfer', gdzie z jednej rzeczy wyciska się więcej zastosowań, niż można było przypuszczać. Ssanie oleju było znane od dawien dawna, z tego co przeczytałam to od ponad 5000 lat... Zalety ssania i więcej na ten temat napisała dziewczyna na blogu, do którego link podałam,więc jeśli jest ktoś zainteresowany to zapraszam do poczytania :) Oczywiście musiałam i ja spróbować ssania :D Na początek było mi zwyczajnie szkoda oleju kokosowego, bo słoiczek 450ml kosztował mnie ponad 37zł, dlatego zaczęłam od rzepakowego. Żeby jakoś przetrwać tą próbę dodałam kilka kropli olejku miętowego, ale do 5 min nawet nie dobrnęłam... Później wzięłam olej winogronowy i udało mi się te 5 min przeżyć, ale chwilkę później myślałam, że puszczę pawia... Postanowiłam spróbować z kokosowym. Niebo a ziemia - nie wiem czy inne osoby też tak odczuły płucząc usta tym olejem, ale mi się wydawało, że trzymam w ustach zwykłą wodę pachnącą kokosem. Ciężko było tego nie połknąć:D ale nie wolno połykać!! Z nim wytrzymuję 30 min bez problemu, czasem troszkę dłużej, ale trzeba już kończyć bo po prostu głód mnie zżera. :) Niestety nie powiem nic na temat efektów, bo zdecydowanie za krótko mam z tym do czynienia - około 7 dni. No ale przejdźmy do tematu :)

      Kiedy pisałam posta z pierwszą pastą do zębów z glinki, zrobiłam ją w formie płynnej. Szukałam w necie różnych past bez fluoru i znalazłam dużo w formie proszku. Próbowałam robić podobne z glinką i np ziarnami kakaowca, zieloną herbatą, ale jakoś mi nie pasowały. W jednej ze sklepowych proszkowych była mięta. Olejku nie dam bo już nie będzie proszek, więc postanowiłam poczekać aż zakwitnie żywa :) Tak jak inne liście zmieliłam (zmęłam?) ją :D z białą herbatą i stewią.



      Myślałam najpierw, żeby została w tej postaci, ale czegoś mi brakowało. Stwierdziłam, że skoro płukanie ust olejem jest takie dobroczynne, to może dodać właśnie oleju? Rozpuściłam olej kokosowy w kąpieli wodnej, dałam 5 kropli olejku miętowego do wzmocnienia tego zapachu, zmieszałam wszystko i poczekałam do zastygnięcia.


     
      Jakby to powiedzieć - oka to to nie cieszy :D ciemnozielone coś... Ale w smaku bardzo mi odpowiada i powiem szczerze, że po umyciu zębów, są jakby naprawdę czystsze. Myślałam więc dalej :D




      Wymyśliłam też, że można nie mielić liści - dać je w całości do oleju i podgrzać go, żeby wyciągnął z nich zapach, smak i wszystko co się da. Jakby coś w stylu maceratu. Później wyjąć liście i zostaje sam olej ze zwiększonymi właściwościami :)
Skoro olej fajnie myje, to może by tak myć samym olejem z dodatkiem olejku eterycznego na jaki kto ma ochotę? Osobiście lubię grejpfrutowy  i pomarańczowy... Ale najpierw zużyję to co stworzyłam, a później spróbuję myć samym olejem z olejkiem ;)




      Ile z was ssie olej? :D Czy myłyście zęby samym olejem??

Lucy


wtorek, 2 czerwca 2015

Maseczka z brzozy








      Hej!


      Maj już minął! Ale ten czas leci... Zielsko jest, więc trzeba zbierać póki można. Do zielarki jeszcze mi daleko, ale co nie co zaczęłam już zbierać :)
Ostatnio interesuję się brzozą - sokiem, liśćmi, korą a nawet gałęziami. Na sok niestety w tym roku już nie zdążyłam, za to dwa lata temu próbowałam i bardzo mi posmakował. Sok odtruwa organizm, oczyszcza i wzmacnia odporność.
Korę mam zamiar nagromadzić, ale nieprędko będę w domowym ogrodzie ;) Mam nadzieję, że nie będzie na to też za późno... W korze można znaleźć antyoksydanty, które chronią komórki organizmu przed wolnymi rodnikami, procesem starzenia. Zmniejsza objawy alergii skórnych, zapobiega wiotczeniu skóry i powstawaniu cellulitu. Co do gałęzi wyczytałam, że w zimie kiedy wszystko śpi można ścinać gałązki i robić z nich... herbatkę :) ciekawa jestem jak smakuje taka herbatka z drzewa, w każdym razie na zimę mam zadanie :)

      Liście zebrałam, wysuszyłam i standardowo zmieliłam... :) Z liści robi się herbatkę, która ma właściwości napotne, moczopędne, pomaga w schorzeniach nerek. To jeszcze nie koniec :) Herbatka ta jest doskonałym lekarstwem na trądzik i wzmocnienie włosów! Myślę, że można też robić z niej płukankę do włosów, stosować jako tonik do twarzy, ja jednak zrobiłam maseczkę.



       Do maseczki potrzebowałam pół łyżeczki zmielonych liści i krem nawilżający. Co do kremu zawsze to jest ten sam :) Ale pracuję nad zrobieniem swojego, a jak już będę mieć zrobiony to pokażę co wyczarowałam :)


   
      Taką 'papkę' trzymałam tak jak większość maseczek - do wchłonięcia się kremu. Później zmyłam wodą i powiem szczerze, że skóra była jaśniejsza, czystsza a zaczerwienienia zbladły. Chyba to będzie moja maseczka idealna nr 2 ;)

Od razu chciałam napisać, że wszystkich właściwości kory, tego co jest pod korą, soku - nie pisałam. Chciałam się skupić na liściach i ich wpływie na skórę, na niedoskonałości.

      

      No dobrze, to co myślicie o takiej maseczce? :) Osobiście uwielbiam robić i kłaść maseczki na twarz, czy Wy też jesteście ich miłośnikami? :)


Lucy