niedziela, 12 kwietnia 2015

Cytrynowe masło do mycia ciała






      Hej!

      Piękna pogoda za oknem! Coraz bardziej czuć wiosnę, szczególnie jej zapach... :) Wszystkie drzewa kwitną i nie sposób nie zatrzymać się, zamknąć oczy i wziąć oddech pełną piersią. Lubię kiedy w domu pachnie świeżością, a z nią przede wszystkim kojarzy mi się cytryna :) Co można z tej cytryny wyczarować? Na pewno pyszna jest woda z cytryną, herbata z cytryną, kisiel cytrynowy, maseczka cytrynowa... Zainspirowana masłem do mycia ciała [klik] pomyślałam, że może uda mi się zrobić coś podobnego, ale cytrynowego :)
Od razu mówię, pierwszy raz w życiu robiłam takie cuś :) Więc jeśli ktoś z Was bardziej zna się na rzeczy i chciałby coś dodać od siebie to bardzo chętnie dowiem się co to takiego :)

      Jak to się zaczęło? Na co dzień myję się raczej mydełkiem. Ostatnio kombinuję z tymi mydełkami ile wlezie. Olśniło mnie jak zwykle :D i pomyślałam, że zrobię mydło na sodzie oczyszczonej z kwaskiem, masłem kakaowym i olejem jojoba (coś w stylu musującej kuli do kąpieli), ale z miodem... To było oczywiste, że zajdzie reakcja w trakcie robienia, ponieważ miód zareagował z kwaskiem cytrynowym - czy właściwie na odwrót... Śmieszna sytuacja była, kiedy mąż trzymał córeczkę a ja szybko mieszałam w misce, bo kiedy przestawałam to piana rosła i rosła... Później szybka zamiana miejscami i on mieszał aż w końcu zastygło... Z nieudanego 'mydełka' wyszła za to super pasta peeling! Soda niczym korund kosmetyczny elegancko masuje i delikatnie zdziera naskórek, kwasek pięknie zmiękcza a masło kakaowe z olejkiem zostawiają natłuszczoną skórę... Jestem zadowolona jednym słowem z tego eksperymentu :D Proporcji i przepisu Wam niestety nie podam, bo nie zapisałam nigdzie... Robiłam to pod wpływem chwili i na oko, wiec taka sytuacja... Ale na pewno tam się znalazła wyżej wymieniona soda, kwasek cytrynowy, masło kakaowe, olejek jojoba, olejek grapefrutowy, miód.


      Po tej akcji peelingowej, pomyślałam o tym maśle do mycia, do ktorego podałam link wyżej. Taką konsystencję jaką ma skojarzyłam z majonezem ;) Żeby zrobić majonez potrzeba jajka, soku z cytryny albo octu, oleju i dodatków, których już nie potrzebowałabym robiąc masło. Dumałam co takiego w sobie ma jajko, że złączy wodę i olej i wyjdzie z tego konsystencja balsamu... Mąż poedukował mnie troszkę o ZOLu, znalazł w necie, że ZOLem może być jajko, ksiel... Niczego więcej już nie potrzebowałam do szczęścia :D Skład zaczął się w głowie układać sam. Oto mój przepis ;)


      Składniki:

  • 1 cytryna
  • półtorej łyżki skrobi ziemniaczanej
  • szklanka wody
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 1 łyżka masła kakaowego
  • 10 kropli oleju z nasion malin
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1 łyżka miodu
  • 1 łyżka glinki białej


      Wykonanie:


     Obrać (lub zetrzeć na tarce) skórkę z cytryny i ugotować na niej kisiel. Do kisielu potrzebna jest szklanka wody i półtorej łyżki skrobi. Połową wody zalać skórkę, a w drugiej połowie wody rozrobić skrobię.
Kiedy woda ze skórką się zagotuje trzeba wyjąć skórkę, dolać skrobię i jak w standardowym kisielu - mieszać energicznie, powinno kipieć ok 1-2 minut. Odłożyć do ostudzenia.


Olej kokosowy i masło rozpuścić w kąpieli wodnej. Wlać oleje do pojemnika, w którym będziemy blendować. Pokroić (jeśli była obierana) skórkę z cytryny i dodać do pojemnika, plus łyżka miodu, soku z cytryny, łyżka ostudzonego kisielu i zblendować. Na koniec dałam glinkę i jeszcze raz zblendowałam.


Przełożyłam do pojemnika z nakrętką i dałam do lodówki na 24h. Po wyjęciu konsystencja była taka:


      Jak to masło jest tłuste ;) Myślę, że można nim umyć ciało bez wcześniejszego mycia żelem lub mydłem, można po uprzednim wyszorowaniu żelem lub mydłem, albo użyć jako maski na włosy (w takim wypadku bez mielenia skórki, żeby łatwiej było spłukać) a później zmyć to szamponem.





      I co Wy na to? :) Myłyście już ciało masłem? Może macie pomysł, z czym jeszcze można je zrobić?


Lucy

czwartek, 9 kwietnia 2015

Musujące jagody








      Hej!

      Weekend się zbliża, a w mojej głowie tylko jedno - RELAKS... :) Co prawda, nie jestem nie wiem jak zmęczona, no ale... Relaks każdy lubi bez względu na okoliczności, prawda? ;) Co będę takiego robić w weekend? A no się kąpać rzecz jasna :D O ile znajdę dłuższą chwilkę na wylegiwanie i rozmyślanie o tym cudownym świecie...

      Pomyślałam sobie, że do urozmaicenia tego niemałego rytuału przydałoby się coś, czego nie robię na co dzień. Świece, muzyka, jakieś kadzidełko i... musujące kule do kąpieli! Dawniej siostra kupiła mi gotowe ze sklepu i nawet nie pamiętam, czy w ogóle były musujące... Raczej jakiś proszek o ładnym zapachu, a w składzie... Wolę nie wiedzieć nawet. Postanowiłam dzisiaj, że zrobię takie cacko. Wiem co daję i może mnie ponieść wena... Już mam w planie do zrobienia inne, ale nie mam na to jeszcze składników :) Jakie zrobiłam dzisiaj? Jagodowe! :D




      Do wykonania ich potrzeba:
  • Sody oczyszczonej ( w opakowaniu miałam 70g)
  • Kwasku cytrynowego w proszku (20g)
  • Olej kokosowy ( dwie łyżki)
  • Jagody zmielone lub cokolwiek chcemy dodać (łyżeczka)
  • Olejek eteryczny, ja dałam pichtowy (10 kropli)
  • Wit A, E ( po 5 kropli)

      Olej kokosowy rozpuszczamy w kąpieli wodnej, dodajemy wit A, E, olejek eteryczny. Łyżeczka zmielonych jagód do tego paczka sody i kwasku. Mieszamy dokładnie. Powinna być konsystencja mokrego piasku. Teraz trzeba by uformować wedle życzenia :) Najlepiej jest to zrobić w sylikonowych foremkach, jako że ja nie miałam, dałam do pokrywki od soli :D






      Efekt końcowy prezentuje się tak:



      Mały test musowania ;)


      Działa! :)

      Jakie Wy robiłyście, albo polecacie? Czy coś fajnego dorzucacie do kąpieli?


Lucy

środa, 8 kwietnia 2015

Na zielono





      Hej!

      Ale mnie dawno nie było! Co się takiego działo? A no nic specjalnego - mętlik w głowie :)
Miałam tyle pomysłów na posta, że nic z tego nie wyszło... Dlaczego? Najpierw była myśl... Później próba generalna, a na końcu efekt - nie taki jak sobie wyobrażałam. Tym pomysłem było zrobienie trzech kremów:

ZIELONY, ŻÓŁTY i CZERWONY. Miały być one na wzór korektorów do twarzy, na różne przebarwienia.

      ZIELONY i ŻÓŁTY na czerwone, a CZERWONY na brązowe. Tego ostatniego nie zrobiłam, gdyż nie mam czerwonych alg. Próbowałam zrobić z hibiskusem, ale nie spodobał mi się efekt - zaczęła oddzielać się woda od kremu... Żółty powstał z połączenia kurkumy i kremu. Wszystko byłoby dobrze, gdyby tej kurkumy było mniej... Krótko mówiąc wyglądałam jak słońce... Tak okrągła żółta kula... :D
      Zielony natomiast wyszedł super! Pomyślałam więc, że temu co zabarwiło mój krem na zielono, poświęcę troszkę uwagi. Mowa tu o SPIRULINIE.
 Dowiedziałam się o niej z tego cudownego bloga :). Oczywiście od razu zaczęłam szukać w necie informacji na temat tych alg i powiem, że zaskoczyły mnie one wielce! ;) Co jest na ten temat napisane? Przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, że składa się aż w 60% z białka. Poza białkiem zawiera żelazo, wapń, karoten, wit A, E, C, wszystkie witaminy z grupy B, potas, selen, chrom itd... Wzmacnia ona układ odpornościowy, wykazuje właściwości przeciwalergiczne, skutecznie hamuje rozwój nowotworów, oczyszcza z toksyn, jest najbogatszym źródłem kwasu gamma-linolenowego – GLA (występującego również w mleku karmiących matek). A pro po karmienia, rozmawiałam wczoraj z panią zielarką, która powiedziała, że dobrze jest jeść spirulinę w czasie karmienia piersią.




      Kupiłam ją głownie do celów kosmetycznych - do stosowania zewnętrznego, jednak skusiłam się i ją zjadłam :D Jeśli chodzi o smak, to nie zachęca mnie w żaden sposób... Na opakowaniu jest napisane, żeby zjeść 4g i popić wodą. Ja wsypałam ją do wody w szklance i taką wypiłam. Myślę, że kiedyś dodam ją do koktajlu bananowego, żeby osłodzić jej smak :)
Wracając do tematu, zabarwiłam nią krem, swój ulubiony Nivea :D Najpierw robiłam z niej maseczkę z dodatkiem skrobi ziemniaczanej, później pomyślałam, że może będzie lepiej działać na twarzy jeśli nie zmyję. I tak powstał zielony krem :)


Za pierwszym razem wyszedł jaśniejszy kolor, ale za kolejnym stwierdziłam, że zaszaleję :) Jak działał na mojej twarzy? Porozjaśniał przebarwienia, zwęził pory, skóra szczególnie pod oczami zrobiła się jaśniejsza.

      Do kompletu zrobiłam mydełko ze spiruliną i olejkiem miętowym z przepisu z bloga, do którego podałam link wyżej. Oczywiście troszeczkę przerobiłam go - cała ja :D ale sprawdza się świetnie!Na początku myłam nim tylko twarz, ale teraz całe ciało, dlatego rozważam zrobienie kolejnego z masłem kakaowym, bo myślę, że bardziej nawilżyłoby skórę :)

      Nie wiem czemu tak mam, ale kiedy używam jakiegoś składnika zamieniam się w myśliciela i dumam... Dumam nad tym na ile sposobów można go użyć :) I dumając tak pomyślałam, że dodam spirulinę do odżywki do włosów. Sprawdziłam później w necie czy w ogóle coś takiego można zrobić i ba! Faktycznie tak dziewczyny robią i to od dłuższego czasu. Wzięłam więc odżywkę (mniej więcej 4 łyżki) i dodałam do niej spirulinę (ok łyżeczki), nałożyłam na zwilżone włosy, założyłam piękną reklamówkę z Biedronki i trzymałam tak przez 15 minut :) Później spłukałam wodą i to na tyle :) Przywykłam do mycia włosów na różne sposoby, więc sama odżywka bez użycia szamponu w zupełności mi wystarcza :)
W tym całym zabiegu chodzi o naproteinowanie włosów. Faktycznie włosy były fantastyczne kiedy wyschły! Na pewno to też zasługa odżywki, ale nie tylko :)

      Ostatnią rzeczą, o której chcę napisać jest peeling skóry :) Do peelingu używam różnych składników, do tego akurat dałam zmielony niebieski mak, spirulinę i olejek do kąpieli. Troszeczkę byłam w szoku kiedy zobaczyłam jak wyglądam... Ale nie tylko ja byłam cała zielona, zasłona w wannie i wanna i ściana również... Ale wbrew pozorom bardzo łatwo się spłukało :)
Myślę, że można by kombinować z różnymi peelingami do ciała. Oczywiście chyba najlepszy na świecie jest kawowy z wiórkami kokosowymi :) Albo z miłorzębu i wiórek kokosowych :) Jednak warto do nich dorzucić troszkę więcej witamin w postaci spiruliny i zostawić tak na chwilkę, żeby mogła się wykazać :)


      Na dzisiaj to tyle :) Mam nadzieję, że z następnym postem nie będę zwlekać tak długo jak z tym... :)

Znałyście te algi? Polecacie jakieś inne? Myślałyście o zrobieniu kolorowych kremów? :)



Lucy